Podróż do Wenecji. Listopad i nieplanowana pauza w życiu.
Nigdy nie planowałam życia z wyprzedzeniem. Parę spraw oczywiście zawsze kołatało z tyłu głowy jak choćby rodzina, posiadanie swojego miejsca na ziemi, czyli punktu odniesienia do świata, chciałam aby praca, którą przyjdzie mi w życiu wykonywać dawała mi satysfakcję, a nie wyłącznie dochód, wiedziałam też, że chciałabym podróżować. Podróże konkretne i te bliżej niesprecyzowane, a zaledwie majaczące gdzieś pomiędzy półsnem a jawą. Wenecja pierwszy raz zaciekawiła mnie w czasie studiów i postanowiłam, że kiedyś tam pojadę... w bliżej nieokreślonym terminie, czyli w przyszłości.
Gdy przyszłość jest teraz.
Decyzja o wyjeździe była spontaniczna i zupełnie nieprzemyślana. Pod wpływem chwili daliśmy się porwać nagłej chęci zobaczenia Wenecji. Brzmi dość dziwnie, ale jeszcze chwilę przed propozycją wyjazdu do Włoch byliśmy przekonani, że jesień spędzimy z domowym zaciszu. Później już tylko odliczaliśmy dni i sprawdzaliśmy miejsca, w których chcemy być. Nabyłam przewodnik z mapą, która nawet w połowie nie oddawała zawiłości uliczek i kanałów, i jasne było, że będzie tylko robić za nadbagaż, a jej przydatność w terenie z góry skazana była na porażkę, ale jeśli się gdzieś zgubić, to właśnie w Wenecji.
Wtedy uświadomiłam sobie, że 'bliżej nieokreślona przyszłość' jest teraz.
Inna rzeczywistość.
Wychodząc
z dworca kolejowego Venezia S.Lucia rozpościera się niesamowity widok na Canale Grande i
kościół San Simeon Piccolo. Dla kogoś, kto marzył o byciu tu, dla kogoś
jak ja, jest to jedna z najwspanialszych chwil w życiu. Zachwyt i
wzruszenie, i to wrażenie, że jest to coś zupełnie innego niż to, co do tej pory widziałam.
Nie
od razu to, co oczywiste, stało się oczywiste. Wenecja to miasto
gwarne, ale wynika to z tego, że Włosi mówią głośno i dużo, rozmowy są
zawsze pełne emocji, gestykulacji. W listopadzie, po sezonie nie ma już
tylu turystów jak latem, ale właśnie dlatego warto pojechać tam właśnie
wtedy. Dużo wygodniej jest zwiedzać, dobra pizza od ręki bez kolejek,
fotografie piękne, bez tłumów turystów, gondole dostępne w każdej chwili
i w każdym miejscu, powietrze rześkie bez męczących upałów, a przy
okazji tak ciepło, że można jeść lody spacerując uliczkami - jak dla
mnie same plusy. Dodatkowym bonusem dla nas była Aqua Alta, czyli woda
zalewająca uliczki. Niezwykłe. Działo się to dwa razy dziennie (rano i
wieczorem), zawsze poprzedzone alarmem. Nigdy nie było to jednak ani
utrudnieniem ani kłopotem, ponieważ poziom wody po niecałej godzinie
opadał i wszystko wracało do normy.
Z
dala od głównych szlaków turystycznych jest zupełnie inna Wenecja,
niezwykle cicha, lokalna, zamieszkana przez Wenecjan, spokojna,
nostalgiczna. Chiara (una sandolista a Venezia), która była naszym
przewodnikiem po Cannaregio (polecam gorąco) znakomicie zna historię i
zabytki, a także ciekawostki. Można ją spotkać przy moście do Ghetto
Nuovo. Można też popłynąć gondolą z jej zmiennikiem, który jest jedynym
Polakiem z uprawnieniami gondoliera na świecie - Kubą.
Wenecja
jest inna. Zamiast ulic są kanały, zamiast samochodów, motocykli,
rowerów - gondole, łodzie i motorówki, nie ma pośpiechu, ludzie
celebrują posiłki z przyjaciółmi i rodziną w niewielkich trattoriach, są
niesamowicie przyjaźni i gwarni, a mimo to jest znacznie ciszej niż w
Poznaniu, ponieważ nie ma szumu samochodów, tramwajów i motocykli w tle.
I chociaż to oczywiste, bo nie ma ulic, to dla mieszkańca względnie
dużego zwyczajnego miasta jest to dość zaskakujące.
'Chcieć a móc' i co dzieci urzekło.
Podróże z dziećmi nigdy nie są sprawą prostą i zawsze niosą pewne ograniczenia. Po pierwsze: pakowanie - ponieważ dzieci potrzebują więcej rzeczy niż my, a sami swoich bagaży nie niosą to w związku z tym pakujemy swoje rzeczy skromniej niż byśmy chcieli (warto część z nich zakupić na miejscu, np. środki higieniczne i pielęgnacyjne jeśli miejsce, w którym mamy spać i odpoczywać nie posiada ich w standardzie). Inna istotna kwestia w podróżach nastawionych bardziej na zwiedzanie niż 'leżakowanie', to możliwości dzieci, ich mniejszą wytrzymałość oraz to, że urokliwe uliczki i mostki oraz muzea i kościoły, które nas zachwycają dostępnością do Tycjana, Tintoretta, Leonarda, ich po prostu nudzą. Chociaż muzeum, w którym można było zobaczyć i dotknąć wynalazki wykonane na podstawie projektów Leonarda da Vinci bardzo się dzieciakom podobało, podobnie jak zwiedzanie miasta w gondoli i przepłynięcie Canale Grande w vaporetto. Największą przyjemność sprawiło im jednak nieoczekiwane i nieplanowane natrafienie na sklep Disneya, który już zachwycał świąteczną dekoracją i nie sposób było wyjść z pustymi rękoma. Na jednym odwiedzeniu tego najpiękniejszego, według dzieci, miejsca w Wenecji się nie skończyło.
Między jawą a snem.
Wyjeżdżaliśmy z Wenecji z silnym przeświadczeniem, że jeszcze tu wrócimy, a nieczęsto nam się to zdarza, ponieważ zazwyczaj mamy głód nowych miejsc i chęć zobaczenia kolejnych pięknych miast. Tym razem było jednak inaczej. Trudno powiedzieć dlaczego, może dlatego, że to nasza miłość od pierwszego wejrzenia, a my mamy romantyczną naturę? Może, jak nasza przewodniczka po Ghetto, Chiara, która pochodzi z południa Włoch, znaleźliśmy nasze miejsce.
Kupiliśmy niewiele pamiątek. Kilka drobiazgów, które razem z biletami do muzeów zmieściły się w pudełku po ciastkach. Nie chciałam wielkiej maski na ścianę, ale miało to być coś, co po wzięciu do ręki przywoła od razu wszystkie wspomnienia. I fotografie, które są świadectwem, że to nie był sen.
Już nigdy Casino Royale, Turysta, Włoska Robota i Kupiec Wenecki nie będą takie jak przedtem, przed Wenecją.
Pięknie piszesz, wróciłam wspomnieniami do podróży w czasach młodości, a sporo się wtedy najeździłam po Włoszech...teraz niestety brak czasu, może jeszcze przyjdzie czas na wyprawę w nieznane ;-) rozmarzyłam się :)
OdpowiedzUsuńKtoś, kto ma duszę podróżnika, a czuję że masz, nigdy nie przestaje być obieżyświatem, czasem tylko musi na trochę odłożyć swoje plany :) Ciekawa jestem Twoich wspomnień. Pozdrawiam
UsuńPiękna opowieść... Nigdy nie byłam w Wenecji, ale marzę o tym i mam nadzieję, że to marzenie kiedyś się spełni...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Życzę z serca :) Marzenia są przecież po to, by za nimi podążać. Dla mnie była to podróż życia. Pozdrawiam
UsuńCudowna podróż! Wszystko tak opisane, że chcę się od razu lecieć do Włoch. Byłam raz w Pizzie i było fantastycznie ale zawsze marzyłam o Wenecji! Mam nadzieję, że kiedyś zobaczę to miejsce :)
OdpowiedzUsuńJa marzę o tym żeby zwiedzić każdy zakątek we Włoszech - od Alp po Sycylię. Oby ziściły się Twoje marzenia, bo Wenecja jest warta zobaczenia :)
UsuńPozdrawiam
zawsze podobały mi się włoskie klimaty i chociaż tam nigdy nie byłam to wiem, że kiedyś będę:)piękny post!
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Włoskie klimaty i włoski klimat? Mogłabym się przyzwyczaić. Życzę powodzenia i szybkiego spełnienia planów.
UsuńPozdrawiam